O zaklęciach usłyszanych w dzieciństwie


O zaklęciach usłyszanych w dzieciństwie

Masz takie słowa usłyszane w dzieciństwie lub młodości, które zostały z Tobą do dziś? Słowa, które poniosły cię w świat, dodawały skrzydeł i były jak wiatr w Twoje żagle? A może przeciwnie – są w Tobie takie słowa, które podcięły Ci skrzydła albo trafiły w serce jak zatruta strzała i nadal sączą truciznę, która nie pozwala Ci odważyć się na coś ważnego, sięgnąć po marzenia lub robić tego, co naprawdę chcesz?

Ja mam jedne i drugie.

Kiedy byłam na studiach, po jednych zajęciach do mnie i do mojej przyjaciółki podeszła wykładowczyni i powiedziała: „To, co mówicie, pokazuje mi, że macie dar w kierunku psychoterapii. Proszę, nie rezygnujcie z tego marzenia nigdy”. Kiedy potem wiele razy zastanawiałam się, czy inwestować czas i pieniądze i angażować się w szkołę psychoterapii, te słowa wracały do mnie. 

Dziś jestem sobie wdzięczna, że nie zrezygnowałam z tego marzenia.

Ale mam w głowie też inny głos – nauczycielki z gimnazjum, która jednym swoim komentarzem sprawiła, że do teraz, gdy występuję publicznie, słyszę go z tyłu głowy. Nie chcę go cytować, by nie nadawać mu na nowo mocy, ale kosztowało mnie sporo wysiłku, musiałam to naprawdę nieźle w sobie przepracować, żeby te słowa mnie nie zatrzymywały.

A Ty masz w głowie takie głosy? Pamiętasz słowa rodziców, nauczycieli czy innych ważnych ludzi, którzy zasiali ziarno, i do tej pory ono wydaje owoce?

Czasami myślę sobie, że może gdyby wtedy w gimnazjum był ktoś, kto powiedziałby coś przeciwko tym słowom, to teraz publiczne przemawianie nie byłoby takie trudne.

Być może gdybyś Ty miał/a koło siebie kogoś, kto zakwestionowałby słowa wypowiedziane do Ciebie, to dziś… No właśnie – jak myślisz, co dziś mogłoby wyglądać inaczej?

Kiedy o tym piszę, przypomina mi się przepiękna scena z filmu W pogoni za szczęściem, w którym Sam Gardner, bohater grany przez Willa Smitha, gra w kosza ze swoim synkiem. I gdy ten nagle w przypływie entuzjazmu krzyczy, że przechodzi na zawodowstwo, Sam gasi go słowami: „Wiesz co, pewnie będziesz w tym mniej więcej tak dobry jak ja, czyli trochę poniżej średniej”. Jego syn gaśnie, zabiera piłkę, pakuję ją do torby i schodzi z boiska. Sam reflektuje wtedy, że właśnie rzucił zaklęcie i odczarowuje je, mówiąc: „Nigdy, absolutnie nigdy nie pozwól nikomu zabrać Ci Twoich marzeń. Nawet mi. Jeśli chcesz czegoś, dąż do tego, OK?”.

Wiesz, czemu o tym mówię? Bo to jedna z tych umiejętności, którą my – rodzice – powinniśmy mieć wgraną z automatu.

Taki czujnik rozpoznający, że ktoś rzucił na nasze dziecko zaklęcie, że ktoś podciął mu skrzydła. Po to, żebyśmy mogli się tym zająć, zanim podkopie to poczucie wartości naszego dziecka, zanim wyda owoce i zanim zatrzyma go w miejscach, gdzie nie powinno.

Jednak samo, poza bałaganem, to mało rzeczy się robi. Zazwyczaj proste „Przecież to nieprawda” nie pomaga, potrzeba czegoś więcej. Potrzeba zejść głębiej, stworzyć przestrzeń do podzielenia się tym, jak dziecko to przeżyło. Trzeba zauważyć jego uczucia. Potrzeba dać mu poczucie, że jesteśmy po jego stronie. Często pewne rzeczy zostają w nas, bo nie są przez nikogo zaopiekowane. Dzieci potrzebują nas, uważnych dorosłych, którzy będą wiedzieli, co się z nimi dzieje i będą umieć się tym zaopiekować.

Uczymy tego w programie o poczuciu własnej wartości u dzieci. Pokazujemy, jak rozpoznać, że coś się dzieje, a potem jak porozmawiać, by nazwać korzeniące się przekonania oraz pomóc dziecku je przeżyć i przezwyciężyć. Naprawdę można się tego nauczyć. Obiecujemy, że zrobimy wszystko, byś wiedział/a, jak rozmawiać ze swoim dzieckiem i rozpoznawać, co się w nim dzieje. Byś umiał/a zdjąć z niego słowa, które usłyszało albo samo sobie powiedziało. Jeśli chcesz się tego nauczyć, to opis całego programu znajdziesz tutaj: