Kiedy mówimy o granicach stawianych dzieciom, to tak naprawdę nie powinniśmy mówić tylko o ograniczeniach, o „nie” mówionym dzieciom w trudnych dla nich momentach, gdy chcą czegoś więcej. Albo o tym, żeby dały nam spokój wtedy, kiedy go potrzebujemy.
To znacznie szerszy temat i chciałbym Cię zaprosić do tego, by się temu tematowi przyjrzeć.
Najpierw – z lotu ptaka. Po co są granice? Po to, żeby chronić to, co wartościowe w środku przed tymi, którzy w jakiś sposób chcą to zabrać, prawda?
Tworzy nam to taką przestrzeń, w której jest ktoś, kto jest wewnątrz i ktoś, kto jest na zewnątrz, a nie chcemy, żeby wewnątrz był.
I w sytuacjach bardziej ogólnych – mamy te granice na różny sposób szczelne, są w nich różnego rodzaju przejścia. Pewnym osobom dajemy pozwolenie, żeby je przekraczały. Innym bronimy dostępu.
Jeśli nie mamy dobrze określonych naszych granic, to ludzie, których nie chcemy widzieć, zjawiają się w naszym życiu i coś z niego zabierają. To może być szef, który każe nam zostać po godzinach, nie płacąc nam za to. Koleżanka, która ciągle od nas pożycza ciuchy i nigdy ich nie oddaje. Sąsiad, który nie sprząta kup po swoim psie na naszym podjeździe do domu.
I możemy mieć różne podejście do tych granic. Od bardzo stanowczego (trzeba się ubiegać wcześniej o wizę, żeby do nas wpaść) do bardzo luźnego, kiedy przyjmujemy absolutnie wszystkich i wszystko, bez wyjątku.
I każda z tych opcji jest OK – o ile jest naszym wyborem. I zobacz, że tak jest też pomiędzy państwami. W obrębie Unii Europejskiej granice są bardzo luźne – można wręcz przespać ich przekroczenie. Na granicach z innymi państwami – zwłaszcza z tymi, z którymi nie do końca nam po drodze – kontrole są już dużo bardziej szczegółowe, a do wjazdu potrzebne są konkretne uprawnienia.
I podobnie jest z naszymi osobistymi granicami – bo też je mamy. Jeśli chcesz to sprawdzić, to zobacz, jak reagujesz, gdy ktoś nieznany jest blisko Ciebie w sklepie albo w transporcie miejskim. Odruchowo wyczuwamy, że ktoś jest zbyt blisko i szukamy sobie wtedy więcej przestrzeni. Zobacz, jak reagujesz na tę samą odległość w kontaktach z osobami, które kochasz. Jest różnica, prawda?
No właśnie, to zasadniczo jest dobre – bo ma nas chronić. A jak to się ma do rodziny?
Otóż tak, że to właśnie w niej tworzy się pewien wzorzec tego, jak stawiać i szanować granice. I będąc rodzicami, to my jesteśmy pierwszymi osobami, które będą uczyć nasze dzieci, jak z granicami postępować – i to zarówno ze swoimi, jak i cudzymi.
Tu rozpoczyna się chodzenie po cienkiej linie i balansowanie pomiędzy różnymi wartościami, które w kontekście granic wchodzą w grę. Tu wchodzą też różne zadania, które my jako rodzice powinniśmy na siebie wziąć. I pozwól, że to od nich właśnie zacznę i opowiem Ci, jak ja widzę swoją rolę w kontekście granic i nauki ich stawiania. I co mi się marzy jako rodzicowi dwóch chłopaków i jednej dziewczynki.
Raczej nie osiągnę tego, podsuwając im książki i artykuły o granicach, mówiąc: „Czytajcie i uczcie się”. Oni będą się tego uczyć, obserwując rodziców, wchodząc z nami w interakcje i patrząc, jak my budujemy relacje z innymi.
Będą się tego uczyć, mówiąc o tym, czego sami chcą i na co nie chcą się zgodzić – i widząc, jakie to ma konsekwencje.
Będą się tego uczyć, kiedy my będziemy się na pewne rzeczy zgadzać, a na inne mówić „nie”. Kiedy będą mogli spytać: „Dlaczego nie?” i zyskają na to odpowiedź w dialogu.
Ale przede wszystkim: będą się tego uczyć, jeśli będą mieli przekonanie, że jesteśmy po tej samej stronie, że zależy nam na ich dobru i że mogą nam zaufać. Bo to z zaufania i miłości zbudowana jest granica pomiędzy nami. Bez tego trudno mówić o granicach – można o murach.
Mamy świadomość, że przełożenie tego na codzienną praktykę nie zawsze jest łatwe.
I stąd nasz pomysł, by ten temat poruszać poprzez artykuły, webinar czy inne materiały. Jeśli on jest dla Ciebie ważny, to bardzo Cię zapraszamy do tego, by kliknąć poniższy przycisk i zostawić nam swój adres e-mailowy – będziemy Ci przesyłać więcej materiałów na ten temat.