3 kroki do rozprawienia się z wewnętrznym krytykiem


3 kroki do rozprawienia się z wewnętrznym krytykiem

Znasz ten głos? Siedzi w Twojej głowie i powtarza:

„Nie ma co się starać, i tak Ci nie wyjdzie”.

„Daj sobie spokój, jesteś do niczego”.

„Dobrze wiesz, co oni NAPRAWDĘ o Tobie myślą”.

I tym podobne rzeczy. Jakby mały troll rozbił sobie obóz na Twoim ramieniu i teraz nadaje, gdziekolwiek jesteś. Czasem jeszcze, skubany, podszywa się pod głosy osób, które były lub są dla Ciebie ważne – w myślach słyszysz swoją mamę, która coś Ci mówi, albo nauczyciela z liceum powtarzającego, że nic z Ciebie nie będzie. Może do tego czujesz na sobie wzrok wiecznie niezadowolonego taty.

Jak sobie z tym głosem poradzić?

Pewnie się zgodzisz, że słuchanie go bywa bardzo męczące i coś z nim trzeba zrobić. W takich sytuacjach najczęściej intuicyjnie sięgamy po kilka zachowań:

  • Próbujemy udowodnić, że krytyk nie ma racji – spinamy się i staramy, dajemy z siebie 110%, licząc, że nas doceni. Czy to działa? Na krótką chwilę może i tak, ale za moment mały troll znów się pojawia i szepce: „A widzisz tutaj? Tu jednak mogło być lepiej”. Przyczepia się i mówi: „Zobacz, a innym to przychodzi łatwiej” albo „Teraz to Ci się udało, ale za chwilę okaże się, co naprawdę umiesz”.
  • Wchodzimy z nim w dialog i chcemy go przekonać, że to, co nam wmawia, wcale nie ma znaczenia. Wtedy mały troll potakuje, mówiąc: „Możesz sobie gadać, ale ja i tak wiem swoje”. Mimo że racjonalnie znasz swoją wartość, emocje mówią Ci coś innego.
  • Pocieszamy same siebie albo się znieczulamy winem, chipsami, czekoladą lub czymkolwiek innym, by choć przez chwilę poczuć ulgę i nie słyszeć trudnych dla nas myśli. Potem jednak czujemy się jeszcze gorzej.
  • Ignorujemy krytyka, zakładając, że jeśli nie będziemy zwracać na niego uwagi, to zniknie. Ale on jest uparty. Czeka, aż będziesz zmęczona czy zaniepokojona i wtedy atakuje z podwójną siłą.
  • Zgadzamy się z nim, bo nie widzimy innej opcji. Nie mamy już sił albo wiary w to, że może być inaczej. A to tylko go umacnia i daje mu więcej paliwa do krytykowania nas w przyszłości.

Żadna z tych strategii tak naprawdę nie przynosi dobrych rezultatów.

Wiesz, co naprawdę działa?

Powiem Ci, co może pomóc w poskromieniu wewnętrznego krytyka:

  • po pierwsze – potrzebujesz zrozumieć, po co Ci krytyk. Już widzę Twoją minę i słyszę, jak mówisz: „Po nic, nie chcę go!”. Ale wiesz, ten głos ma swoją konkretną funkcję. Zobacz, że on tak naprawdę często Cię chroni. Trochę jak mama, mówiąca do dziecka idącego murkiem: „Bo spadniesz!”. Czy ona mu życzy, by zrobiło sobie krzywdę? W żadnym wypadku. Ale czy to pomaga dziecku nabrać pewności siebie? Wątpię. Chronienie Cię to jedna z kilku funkcji, jaką może pełnić wewnętrzny krytyk;
  • po drugie – potrzebujesz nauczyć się nadawać temu głosowi odpowiednie znaczenie. Ani go nie wypierać, ani nie wchodzić z nim w dyskusję. Traktować go jak billboard na drodze – mijać i jechać dalej. Chyba że niesie ze sobą jakąś ważną dla Ciebie informację. Wtedy warto pstryknąć fotkę i pojechać dalej, a wrócić do niej po jakimś czasie;
  • po trzecie – dobrze jest nauczyć się wzmacniać inne głosy, by na Twoim drugim ramieniu siedział przyjaciel: wzmacniający Cię, zachęcający, dający empatię. Jest nie tylko krytyk, są też inne głosy i trzeba dać im posłuch. Problem w tym, że krytyk jest najgłośniejszy, a Ty wzmacniasz go swoją uwagą, więc ma pole do popisu.

Wyobraź sobie scenę w teatrze. Na niej stoi kilku krytyków i kilku Twoich wewnętrznych przyjaciół. Jeśli świadomie ze sobą nie pracujesz, to tak jakbyś zaprosiła ich wszystkich na scenę, a reflektor był kierowany tylko na krytyków, prężących się i wygłaszających prawdy o Tobie. Oraz na wizje Twojej przyszłości, o których opowiadają. A stąd prosta droga do zdołowania i poczucia się gorszą, smutną czy przestraszoną.

Mam nadzieję, że tych kilka rad pomoże Ci w radzeniu sobie z wewnętrznym krytykiem. Natomiast jeśli zależy Ci na czasie i na efektach, chciałabyś to przećwiczyć, dowiedzieć się więcej i rzeczywiście praktykować zmianę tego głosu na bardziej wspierający, to zapraszam Cię do programu „Wystarczająco dobra”. Tam nie będziesz musiała się zastanawiać czy to, co robisz, naprawdę coś zmieni. Od tego jestem ja i tam zaproponuję Ci proces, który działa.