Czy jest nam dziś trudniej niż naszym rodzicom i dziadkom? Opinie są podzielone. Naszym zdaniem jest, choć te trudności są zupełnie innego rodzaju. Kiedyś te przeszkody jednoczyły we wspólnym dążeniu, dziś częściej uderzają w naszą jedność.
Najpierw garść statystyk o rozwodach, by zobaczyć, jaka jest skala problemu. Rozwodzimy się coraz częściej. Statystycznie w Polsce na każde trzy zawarte małżeństwa jedno się rozpada. Ta średnia jest większa w miastach niż na wsiach, stale też rośnie. Patrząc na dane statystyczne z ostatnich prawie 40 lat, można zauważyć, że liczba rozwodów wzrosła o 250%. W 1980 roku na 1000 zawieranych małżeństw przypadało ich 130, w 2018 roku prawie 327.
Czy to oznacza, że jesteśmy coraz gorsi w budowaniu relacji? Może, choć mają tu pewnie istotne znaczenie także inne czynniki.
Małżeństw po prostu zawiera się mniej, więc ten stosunek jest wyższy. Poza tym większa niezależność finansowa kobiet pozwala im odchodzić z małżeństw, w których doświadczają przemocy. I to akurat jest naszym zdaniem dobra rzecz. Natomiast jest jeszcze jedna ciekawa statystyka. Widać znaczącą różnicę w ilości rozpadających się małżeństw w miastach i na wsiach. W 2018 roku na 1000 nowo zawartych małżeństw w miastach rozwiodło się 393, na wsiach – 214. W 2017 roku te liczby są jeszcze wyższe – odpowiednio 410 i 223.
Co się w takim razie zmieniło na przestrzeni ostatnich lat, że tych rozwodów jest więcej, a związki, które z założenia mają trwać „póki śmierć nas nie rozłączy”, jednak się rozpadają?
Co się stanie z ogórkami, gdy wrzucisz je do octu lub słonej wody? Zmienią smak, prawda? To naturalne, nikt się temu nie dziwi. I tak samo jest z nami. To z kim przebywamy, to co oglądamy, czego słuchamy, wpływa na to, jakie mamy wartości i jakie podejmujemy decyzje. Być może nie od razu, ale powoli, powoli, jak ogórki – przesiąkamy tym, co nas otacza. I trudniej w tym zachować swój własny smak. Zobaczmy w jakiej „zaprawie” teraz funkcjonujemy i jak wpływa ona na budowanie przez nas związków.
Teoretycznie jeszcze kilkadziesiąt lat temu było prościej. Mężczyzna odpowiadał za zdobycie pożywienia, kobieta za utrzymanie ogniska domowego. Role były podzielone i zasadniczo właśnie w ten sposób funkcjonowały w społeczeństwie. Dziś mężczyzna spada z zajmowanego przez wieki uprzywilejowanego tronu i musi zająć jedno z dwóch bardzo podobnych krzesełek. Już nie chodzi o to, by „pomagał żonie w domu i wychowaniu dzieci”. Chodzi o to, by on równorzędnie ten dom prowadził, a dzieci wychowywał.
Podejmowanie obowiązków i określonych ról, wymaga rozmów o naszych życiowych celach i oczekiwaniach względem tego, w jakim modelu chcemy żyć. A to z kolei prowadzi nas do tego, w jaki konkretny sposób chcemy ten model realizować.
Prawdą jest to, że obecnie w rodzinach łączy nas coraz mniej rzeczy. Kiedyś rodziny łączyły się wokół wspólnego gospodarstwa domowego, wspólnych trosk i kłopotów. Teraz prawie zawsze pracujemy w osobnych firmach. Coraz mniej dzielimy się tym, co u nas i coraz bardziej skupiamy się na własnych celach i karierze zawodowej. Jeśli pracujemy w dwóch różnych firmach, to temat pracy często zostaje w pracy…
I choć wydawać by się mogło, że to dobrze, to jednak sprawia to, że w dużej części życia nie uczestniczymy razem. Nie znamy środowiska, w którym pracuje druga strona. Często nie wiemy, z czym się zmaga, a jeśli chcemy się dowiedzieć, to zawiłość tego jest tak duża, że machamy ręką i stwierdzamy, że nie warto się w to zgłębiać.
Podobnie niestety bywa z dziećmi. Coraz więcej czasu spędzają one w placówkach edukacyjnych, a my tylko „ogarniamy logistykę”. Coraz bardziej „outsourcujemy” też wychowanie, przez co coraz mniej nas ono łączy… Zaczyna łączyć, gdy dzieci sprawiają problemy – wtedy trzeba się nimi zająć. Nimi, czyli problemami, tak by wszystko wróciło do normy, a my byśmy mogli dalej pracować.
Żyjemy w świecie, w którym wszystko jest dostępne od zaraz, bez czekania, z darmową wysyłką od 40 złotych. Jesteśmy już przyzwyczajeni, że wszystko mamy na wyciągnięcie ręki, bez wychodzenia z domu. Potrzebuję informacji – jest w telefonie, już nawet nie trzeba wpisywać w wyszukiwarkę, wystarczy powiedzieć: „Hey Siri”. Jesteś głodny? Co wolisz? By ktoś ci przywiózł posiłek z dowolnej kuchni świata, czy chcesz podjechać do okienka i w ciągu kilku minut zjeść bez wychodzenia z samochodu? Chcesz książkę? Za parę kliknięć jest na twoim czytniku. Nie musisz iść ani do biblioteki, ani do księgarni. Jak to się przekłada na relacje? Tu również dostępność potencjalnych partnerów jest na wyciągnięcie ręki. Wystarczy uruchomić Tindera i zacząć przesuwać kciukiem w prawo lub lewo.
Ta łatwość w dostępności wiąże się też z tym, że zastępujemy szukanie prawdziwego szczęścia szybciej dostępną przyjemnością. Idziemy często po linii najmniejszego oporu, wybierając rozwiązania, które są szybkie i dają nam efekty tu i teraz. Przykładem niech będzie wypoczynek. Dużo łatwiej w chwilach zmęczenia sięgnąć nam po telefon i przez 40 minut przewijać Facebooka czy Instagrama, niż ten czas spędzić z książką.
To scrollowanie social mediów daje kopa w postaci szybkiej dawki przyjemności i ucieczki w trochę inny świat. Nie sprawia jednak, że jesteśmy bardziej wypoczęci.
Indywidualne szczęście jest dla nas ważną wartością. Badania CBOS pokazują, że trzy czwarte Polaków stawia je na pierwszym miejscu. Jednocześnie kontrastuje to z innym badaniem, mówiącym, że cztery piąte z nas uważa szczęście rodzinne za największą wartość. Pytanie, co wybieramy, gdy te wartości zaczynają ze sobą konkurować? Czy jesteśmy gotowi ponieść jakieś wyrzeczenia, gdy tak jest? Tu wyłania się trzeci aspekt, który kultura wpaja nam na każdy kroku.
Jeśli chcesz więcej o tym, jak nowe technologie wpływają na związek i jak nad nimi zapanować, by nie niszczyły Twojego związku, kliknij poniższy przycisk:
To scrollowanie social mediów daje kopa w postaci szybkiej dawki przyjemności i ucieczki w trochę inny świat. Nie sprawia jednak, że jesteśmy bardziej wypoczęci. Indywidualne szczęście jest dla nas ważną wartością. Badania CBOS pokazują, że trzy czwarte Polaków stawia je na pierwszym miejscu. Jednocześnie kontrastuje to z innym badaniem, mówiącym, że cztery piąte z nas uważa szczęście rodzinne za największą wartość. Pytanie, co wybieramy, gdy te wartości zaczynają ze sobą konkurować? Czy jesteśmy gotowi ponieść jakieś wyrzeczenia, gdy tak jest? Tu wyłania się trzeci aspekt, który kultura wpaja nam na każdy kroku.
Jest pewna prawda w powyższym memie – znów, na poziomie kultury, którą przesiąkamy, wzorców, które nas otaczają. Kto z nas nie usłyszał kiedyś od serwisanta: „Naprawa wyjdzie tak drogo, że już lepiej kupić nowe”.
Urządzenia AGD, sprzęt elektroniczny, ubrania i inne produkty mają celowo zaprojektowany konkretny okres żywotności po to, by częściej je wymieniano. Z jednej strony chodzi o takie projektowanie urządzeń, które utrudniają opłacalną naprawę, a z drugiej – sztuczne kreowanie zapotrzebowania. Często jest dla nas dość naturalne, że wymieniamy rzeczy nie dlatego, że nie działają, ale dlatego, że nam się nudzą, wychodzą z mody, czy są nowsze modele. Stać nas na to, a kultura też niejako na nas to wymusza.
Przekłada się potem na podejście do związków. Możliwość rozwodu jest bardziej dostępna i łatwiejsza niż było to jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Jest ku temu większe przyzwolenie społeczne. To sprawia z jednej strony, że łatwiej jest o odejście ze związku, w którym na przykład jest przemoc, ale również, że łatwiej przychodzi myśl: „Nie wychodzi nam. Dajmy sobie spokój, spróbujmy z kimś innym”.
Mamy też z tyłu głowy, że nasza partnerka, partner też tak może myśleć. Przez to trudniej jest nam w pełni otworzyć się i pokazać swoje słabości. A tego potrzebujemy, by wejść w głębokie, intymne relacje. Nie da się ich budować bez pokazania swojej wrażliwość i wystawienia się na możliwość zranienia.
W efekcie stoimy w rozkroku – tęsknimy za głębokimi rozmowami, zatrzymaniem się i dzieleniem się tym, co głęboko w nas. Jednocześnie trudno nam się na to zdecydować, ponieważ prowadzi to do możliwości zranienia. Sięgamy więc po substytuty przynoszące doraźne ukojenie, ale nie głęboką satysfakcję. Zanurzamy się na godziny w telefonie i serwisach społecznościowych. W wersji light: Netflix i Facebook, czy Instagram. W wersji hard: Pornhub i Tinder.
Czy te zmiany są dobre, czy złe? Zapewne każda z nich ma dwie strony medalu. Istotne jest jednak to, że jeśli zmienia się środowisko, zmieniają się reguły życiowej gry, to by odnieść w niej sukces, potrzebujemy zmienić też nasz sposób działania.
Nie da się w nowej rzeczywistości, w nowym środowisku budować starymi metodami. Jeśli chcemy tworzyć szczęśliwy związek, to dzisiejsze czasy wymagają od nas innego podejścia. Szczęśliwy związek nie zbuduje się sam. O co warto szczególnie zadbać?
Jeśli życie wymaga od nas coraz większego zaangażowania w pracę, rozwój czy wychowanie dzieci, to warto celowo szukać też dobrego jakościowego czasu dla naszego związku. Warto wręcz wpisać w kalendarz czas tylko dla nas. Ten czas nie ma być po to, by omawiać, co u dzieci w przedszkolu czy co musimy zrobić w domu. To ma być czas przeznaczony na to, by sprawdzić, co się dzieje u naszego męża, żony. By dowiedzieć się co ich teraz martwi, co ich cieszy, czego się boją i o czym marzą. Tylko w dwójkę, bez telefonów i załatwiania spraw.
Mieliście ostatnio taki czas?
Uczyłaś, uczyłeś się w szkole o tym, po co nam emocje i jak działają? Wiesz, jak dobrze słuchać i dawać komuś wsparcie? Wiesz, co zrobić, gdy jakiś mały drobiazg wyprowadza Cię z równowagi i sprawia, że masz ochotę trzasnąć drzwiami, lub mówisz o kilka słów za dużo?
No właśnie. To są rzeczy, umiejętności, których tak naprawdę nikt nas nie uczy, a one mają kolosalne znaczenie dla naszego szczęścia.
Jeśli w zarodku konfliktu potrafimy, zamiast widzieć swoją krzywdę, dostrzec swoje wzajemne potrzeby i na nie odpowiedzieć – to budujemy swoją bliskość, a nie mur między nami.
Jeśli potrafimy rozmawiać o tym, co dla nas trudne bez osądzania i bez brania krytyki do siebie, to mamy w sobie przyjaciół, a nie sędziów – i budujemy relację, w której doświadczamy pokoju, a nie strachu przed osądem.
Związek, który jest zbudowany na takim fundamencie, daje nam w życiu pokój i przestrzeń, do której chcemy wracać, chcemy w niej być, a nie uciekamy w pracę, hobby, czy internetowe substytuty w postaci scrollowania Instagrama, czy oglądania pornografii.
O ile nie mamy zazwyczaj oporów przed uczeniem się nowych umiejętności w pracy czy życiu zawodowym, to potrzebujemy zmienić nasze myślenie o budowaniu relacji. Często uważamy, że jest to coś, co po prostu samo się tworzy i nie potrzeba tu wysiłku. To jednak nie jest prawdą. Związek/małżeństwo to coś, co jest nam zarówno dane, jak i zadane. Możemy rozwijać konkretne umiejętności, które pozwolą nam budować nasze wspólne szczęście.
I dlatego potrzebujemy nauczyć się, w jaki sposób te relacje budować – rozmawiając o tym, co często jest trudne, ucząc się dochodzić do tego, co stoi za naszymi emocjami.
Potrzebujemy też świadomie i intencjonalnie rozmawiać o tym, z jakimi oczekiwaniami wchodzimy w związek, jak chcemy dzielić obowiązki domowe, jak podchodzić do wychowania dzieci oraz jakie mamy cele rozwojowe. Potrzebujemy nauczyć się rozwiązywać konflikty i dochodzić do potrzeb, które za nimi stoją, po to, by nie potykać się o to, co sami kiedyś zamietliśmy pod dywan.
W świecie, w jakim żyjemy, w rzeczywistości, która nie sprzyja budowaniu związków, możemy być niemal pewni, że jeśli pozostawimy naszą najważniejszą relację, samej sobie, to ona się rozpadnie. Jak zaniedbany ogród zarośnie chwastami i przestanie wydawać owoce.
I to od nas zależy czy podejmiemy wysiłek zmierzający do sprzeciwienia się tej erozji, czy pozwolimy jej działać.
Dla nas relacje są czymś bardzo istotnym i zależy nam na tym, by dbając o siebie przekazywać też dobry ich wzorzec naszym dzieciom.
I chcemy w tym wspierać też innych, dając im do tego narzędzia i ucząc, w jaki sposób właśnie w tym zabieganym i pędzącym świecie o siebie dbać.
I jeśli chcesz od nas inspiracji na temat tego, jak budować trwały i szczęśliwy związek, koniecznie skorzystać z poniższego formularza i zapisz się na nasz newsletter: